Paesaggio

François de Nomé (1593-1620): Pejzaż z architekturą.

Solfatara – rodzaj ekshalacji wulkanicznych (…) składających się głównie z przegrzanej pary wodnej, dwutlenku węgla i siarkowodoru (…), także otwór, z którego wydobywają się te ekshalacje .

Wikipedia

Maciej Hen (rocznik 1955), syn Józefa Hena (rocznik 1923), pisanie powieści ma we krwi. Jednak, leniwiec, zajął się tym stosunkowo późno (debiut w wieku 49 lat) i talentu swego, nielichego, użycza bardzo oszczędnie. W tym roku ukazała się jego trzecia dopiero książka – Deutsch dla średnio zaawansowanych, ja zaś wracam wspomnieniem do drugiej, wcześniejszej o cztery lata, opasłej Solfatary. Pozycja ta zdecydowanie zasługuje na większą sławę, niż jej dotąd zaznała. Sięgnąłem po nią w marcu 2018 roku i z tego czasu pochodzą poniższe refleksje.

Sięgnąłem, gdyż mi gorąco polecono. Sięgnąłem, gdyż powieść szkatułkowa ma u mnie fory – może nawet nie tak bardzo przez Rękopis znaleziony w Saragossie Potockiego, co przez Budowniczego Ruin Rosendorfera. (Hen puszcza do nas kolejne szkatułkowe oko, umieszczając w powieści wzmiankę o Astrei d’Urfé’go, jako przedmiocie męczarni czytelniczych głównego bohatera.) Sięgnąłem wreszcie, gdyż Neapol pierwszej połowy 17 wieku to wystarczająca dla mnie rekomendacja, by rzucić się na dziejącą się w takich okolicznościach awanturę.

Sięgnąłem i… na dobre wsiąknąłem w lekturę, jak nie przymierzając jedna z postaci w błota solfatary. Solidne 917 stron, z czego po setnej już czytało się płynnie. Otoczył mnie kusząco przekonujący świat postaci autentycznych (większość) i zmyślonych (główny bohater, jeden z jego bliskich przyjaciół oraz, na przykład, polski szlachcic-banita, Stefan Ligęza, postać prequelowo zapożyczona od… ojca autora, Józefa Hena), z punktem odniesienia w postaci krwawej ludowej rewolucji neapolitańskiej 1647 roku. Wstyd przyznać, ale musiałem się w paru historycznych sprawach mocno douczyć, parę zaś innych na nowo dla siebie odkryć.

Sama rewolucja, z centralną postacią szalonego rybaka Masaniella, to przecież nie tylko temat „rewolucyjnej” opery Niema z Portici Aubera (1828), ale i na przykład prawie współczesnej wydarzeniom, barokowej Masaniello Furioso Reinharda Keisera (1706). Jest i włoski film Amore e libertà – Masaniello Angelo Antonucciego z 2001 roku… W powieści Hena pierwsze dziesięć dni zamieszek, do śmierci Masaniella, stanowi czasową ramę wydarzeń, oczywiście ze szkatułkowymi retrospekcjami. Stanowi również pretekst do ukazania ohydnej gęby wszelkich rewolucji, nie szczędząc prześwietlenia podłych cech żadnej ze stron, choć zgoda – głównie podłości samego „ludu”. Jest też i wątek żydowski, nie nazbyt eksponowany, lecz dobitnie ukazujący antysemityzm narodów europejskich tamtych czasów.

Na tej ramie rozpina jednak Hen przede wszystkim tkaninę swej historycznej i kulturowej erudycji i elokwencji, zawstydzając nią wszak czytelnika na tyle delikatnie, by, podpierając się chwilami Wikipedią, mógł on doznawać przyjemności obcowania z urzekającymi postaciami i zjawiskami na pierwszy rzut oka niesplatającymi się ze sobą z łatwością. Kogóż tam nie ma! Mamy genialnego malarza François de Nomé i jego alter ego, Didiera Barrę. (Hen próbuje zinterpretować tu po swojemu tajemnicę przypisywania jednemu dzieł drugiego, obdarzając Barrę przydomkiem Monsù Desiderio, który dziś postrzegany jest jako pseudonim de Nomé właśnie. Co więcej, czyni jednego uwikłanym w nieszczęśliwy koniec drugiego.) Mamy rzeczonego Masaniella, furiata i szaleńca, którego żona okazuje się być uwikłaną w losy głównego bohatera – fikcyjnego redaktora pierwszej neapolitańskiej gazety. Mamy bohemę malarską, teatralną i muzyczną Neapolu, Paryża, Rzymu, Wenecji i Metzu – w tym barwną i liczną rodzinę Basile – cenionych wykonawców muzyki największych ówczesnych twórców. Członkinie tej rodziny odgrywają nielichą rolę w powieści, rozciągniętej dzięki retrospekcjom na pół stulecia. Mamy też Svevę d’Avalos, członkinię potężnego rodu, skoligaconego z losami słynnego księcia Venosy.

No i mamy twórców muzycznych, głównie dwóch gigantów: Monteverdiego i Gesualda. O ile jednak ten pierwszy stanowi raczej postać pomnikowo obecną w tle (główny bohater umyka z Mantui w roku powstania Nieszporów, z Wenecji zaś w roku przybycia tam na stałe boskiego Claudio), o tyle Gesualdo ma poświęcony sobie osobny epizod. Tytuły jego utworów – wykonywanych między innymi przez wspomnianą rodzinę Basile – wymieniane są co rusz w uroczym spolszczeniu (podobnie rzecz się ma z Con che soavità Monteverdiego), mroczny kompozytor zaś ostatecznie oddaje ostatnie tchnienie na rękach naszego bohatera. Bohatera, który początkowo chce zostać muzykiem, lecz daje sobie prędko przemówić do rozumu i zajmuje się tym, co mu wychodzi najlepiej, czyli wydawaniem gazety.

I tu dotykamy kolejnej rzeczy wartej wzmianki. Bohaterowie Solfatary nie upierają się przy wielkich ambicjach i powziętych wizjach za wszelką cenę. Akceptują rzeczywistość. Dostosowują się do niej. Czy jest to osobisty pomysł na życie, czy próba odnalezienia się / przetrwania w trudnym czasie ludowej rewolucji – Hen zdaje się podkreślać wyższość świętego spokoju nad parciem na blichtr i karierę (które prawie zawsze niesie za sobą jakieś nieszczęście). Nie, nie jest to konformizm. To bardzo dzisiejsza recepta na niepopadnięcie w depresję i ataki paniki jeszcze przed trzydziestką. Ciekawe. I daje do myślenia.

A propos przed trzydziestką – interesujące jest położenie akcentu na fakt, jak wiele ważnych dziś spraw dotykało bohaterów siedemnastowiecznych w skrajnie młodym wieku. Jak choćby małżeństwo i płodzenie potomstwa. Mamy tu dziewczyny wydawane za mąż jako wczesne nastolatki, mające kilkoro dzieci przed dwudziestką. Mamy chłopców wchodzących w świat dorosłych – erotyczny i zawodowy – w wieku lat siedemnastu. Ale mamy i 23-letniego kardynała czy 27-letniego tyrana na czele rewolucji… W tej sytuacji punkt widzenia 51-letniego głównego bohatera nabiera dodatkowego waloru dystansu i wyważenia.

Pewnie do książki długo nie wrócę. Za to dzięki niej zabrałem się ze zdwojoną siłą do wgłębiania w biografie i twórczość paru jej kluczowych postaci, z moim obecnym faworytem, monsieur de Nomé na czele. Beksińskim 17 wieku. Jak to się stało, do diaska, że nie widać jego dzieł na okładkach płyt z muzyką Gesualda? I dlaczego nie chwali się wystarczająco głośno powieści Hena juniora? Pozostawiając powyższe pytania bez odpowiedzi, akceptując rzeczywistość, nabyłem kilka egzemplarzy powieści by sprezentować je przyjaciołom. Przynajmniej tyle.

A kto ciekaw, w jakich okolicznościach powstała neapolitańska pizza, będzie miał jeszcze jeden powód, by sięgnąć po Solfatarę. 🙂

Jedna myśl na temat “Paesaggio

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s