Barista

Bari, detal panelu drewnianego na lotnisku.

Moja nie­śmier­tel­ność jest krót­ka ale pew­na.

Rafał Wojaczek (ur. 6 grudnia): Byłem, jestem – fragment.

Odwieczna walka komercji z tradycją nasila się corocznie szczególnie mocno w dniu św. Mikołaja. Nie ustają wówczas głosy przypominające historyczną genezę tego święta, nie pozostaje dłużna wyobraźnia masowa, spłaszczająca temat do kolejnej okazji do obdarowania się prezentami. My zaś, pozostawiając na boku spory, czy naszym pociechom, gospodarce i kulturze bardziej potrzebny jest rubaszny, brodaty pan w czerwieni, powożący raz to saniami zaprzężonymi w renifery, raz znów ciężarówką pod szyldem napoju gazowanego, czy też może pamięć o tym oryginalnym świętym z Miry, z przełomu III i IV wieku – spróbujmy przewrotnie powspominać Mikołajów zapisanych na kartach historii muzyki, takiej powiedzmy od piętnastego wieku w górę.

Zacznijmy od Polski, był bowiem czas, że obrodziło nam w Mikołajów-kompozytorów. Począwszy od naszej dumy epoki fauxbourdon, rówieśnika Guillaume’a Dufay, Mikołaja z Radomia, którego skromnej liczby acz wysokiej próby artystycznej dzieła powstawały w drugiej ćwierci piętnastego wieku, poprzez Mikołaja z Krakowa, twórcy licznych kompozycji klawiszowych pierwszej połowy szesnastego stulecia, wciąż zbyt mało docenionego względem wagi swej spuścizny, jak również jego rówieśnika, Mikołaja z Chrzanowa, także organisty, autora jednej zachowanej kompozycji, motetu Protexisti me, Deus. Poprzez Mikołaja Gomółkę, autora epokowego w historii muzyki opracowania muzycznego wszystkich tekstów Psałterza Dawida spolszczonych przez samego Jana Kochanowskiego (1580), aż do Mikołaja Zieleńskiego, zamykającego tę paradę polskich Mikołajów, nazywanego, i słusznie, najwybitniejszym polskim kompozytorem przed Fryderykiem Chopinem (synem Mikołaja!), autora obszernych zbiorów kompozycji wydanych w Wenecji jako Offertoria et Communiones totius anni (1611), zawierających zarówno dzieła na jeden i dwa głosy, motety kameralne jak i polichóralne monumenty, z dwunastogłosowym Magnificat na czele. Doprawdy, mieliśmy farta do kompozytorów obchodzących swoje święto 6 grudnia.

Co do reszty świata, zacząć wypada od Nicolausa Gomberta (1500-1560), najwybitniejszego przedstawiciela czwartej generacji franko-flamandzkiej, wielkiego polifonisty o niełatwym życiorysie. W przeciwieństwie do Gomberta, prawie nikt nie kojarzy dziś niemieckiego kompozytora Nicolausa Zangiusa (1570-1619) – wspominam go z kronikarskiego obowiązku, jako autora zbiorów pieśni na trzy i pięć głosów. Mniejszej wagi barokowym Mikołajem był inny Flamand, Nicolaus à Kempis (ok.1600-1676), którego kompozycje znamy głównie ze zbiorów wydawanych w Antwerpii w latach 1644-49. Ciekawą i mało poznaną postacią był Nicolaus Adam Strungk (1640-1700), aktywny głównie w rejonie Hamburga i Lipska, twórca co najmniej kilkunastu oper wystawianych w tamtejszych teatrach. Z kolei jednym z najwybitniejszych niemieckiech autorów kantat luterańskich oraz muzyki organowej był żyjący niecałe 32 lata Nicolaus Bruhns (1665-1697). Dzieła takie, jak Hemmt eure Tränenflut czy Ich habe Lust abzuscheiden (znana również z tekstem Ich liege und schlafe) to perły niemieckiej literatury przedbachowskiej. Wspomnieć również należy Louis-Nicolasa Clérambaulta (1676-1749), czołową postać życia kulturalnego Paryża swoich czasów, twórcę muzyki religijnej oraz instrumentalnej.

Włosi zasługują na szczególną uwagę w kwestii muzycznych Mikołajów. Nicolò Corradini (1585-1646) działał w Cremonie i publikował w Wenecji księgi motetów, madrygałów, ricercarów i canzon. Był jednak małym pionkiem wobec takiego giganta, jak żyjący sto lat później Nicola Porpora (1686-1768) – twórca potęgi opery neapolitańskiej oraz nauczyciel wielu sławnych śpiewaków i śpiewaczek. Mierzyć z nim mógł się inny Neapolitańczyk, Niccolò Jommelli (1714-1774), potentat opery galant. W mieście największego kultu św. Mikołaja z Miry – Bari – urodził się Niccolò Piccinni (1728-1800), znany głównie jako operowy rywal Christopha Willibalda Glucka w Paryżu (a tak naprawdę jego wielbiciel, nie pierwszy raz w historii okazało się, że wyznawcy poszczególnych idoli tworzą własną, alternatywną rzeczywistość). Pochód włoskich Mikołajów zamyka Niccolò Paganini (1782-1840), bóg skrzypiec i wielka postać muzycznych salonów Europy romantycznej.

Kolejnych bohaterów odnaleźć możemy w Rosji. Nikołaj Rubinstein (1835-1881) był sprawniejszym pianistą niż kompozytorem (tu prym wiódł jego brat, Anton). Za to Nikołaj Rimski-Korsakow (1844-1908) to już kolos, najwybitniejszy po Berliozie mistrz orkiestrowych brzmień, członek Potężnej Gromadki, wychowawca kolejnych pokoleń kompozytorów (w tym Nikołaja Miaskowskiego, Nikołaja Malko, Nikołaja Sokołowa, Nikołaja Łysienko czy Nikołaja Czeriepnina), autor wielu udanych oper, przebojowego Lotu trzmiela oraz magicznej Szeherezady. Kolejnym pokoleniem tego kręgu był Nikołaj Medtner (1879-1951), autor głównie wdzięcznych utworów fortepianowych.

Dochodząc do wieku dwudziestego, możemy z satysfakcją zamknąć temat umowną klamrą, wracając na grunt polski. Dwóch Mikołajów, ojciec i syn, jeden wielki, drugi skromniejszy, tuz klasy światowej i niewyrobionej wciąż renomy młodzian (licząc w latach kompozytorskich). Henryk Mikołaj Górecki (1933-2010) przyczynił się do wyniesienia polskiej szkoły kompozytorskiej na międzynarodowy Parnas, a przypadkowy sukces komercyjny Trzeciej symfonii pomógł tylko docenić także jego pozostałe dzieła. Jego syn, Mikołaj Górecki (ur. 1971), idzie wytrwale swoją własną kompozytorską drogą.

Jeżeli zaś komuś tej wyliczanki mało, może jeszcze dołączyć do niej jedną z urokliwszych mszy Józefa Haydna: Missa Sancti Nicolai (1772/1802) lub warunkowo wciągnąć na powyższą listę romantycznego kompozytora i dyrygenta Otto Nicolai (1810-1849, skądś znamy te daty…), autora przeboju operowego Wesołe kumoszki (zwane złośliwie komuszkami) z Windsoru.

A bazylika św. Mikołaja w Bari, kryjąca również mauzoleum królowej Bony, to moje tegoroczne odkrycie i zdecydowany faworyt w kategorii architektury romańskiej. 🙂

3 myśli na temat “Barista

  1. Dziękuję za pamięć o Clerambaulcie. Warto pamiętać także o autorze swobodnej adaptacji „Stagioni” Vivaldiego pod gust francuski.

    Z nazwiskami Nicolasa Sireta i Nicolasa Lebegue’a zaledwie się zetknąłem pobieżnie, w spisach klawesynistów złotego okresu muzyki francuskiej. Szczerze mówiąc, kompozycji tych panów nie znam, dość mocno zapomniani. Ale zainspirowany tym wpisem zajrzę w czeluście IMSLP i może jakąś perełkę znajdę dla siebie. Album klawesynowy Lebegue’a zapowiada ostatnio Brilliant Classics na przyszły miesiąc.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz