
Przyniosę ci bekasy tłuste jak cynaderki
Roland de Lassus: Matona mia cara, 1581.
Niespotykanej skali pożar łąk Biebrzańskiego Parku Narodowego wzbudza obecnie powszechne poruszenie w przestrzeni medialnej. Padają porównania do pożarów Australii z początku roku, wyliczane są cierpiące zwierzęta, mistrz Andrzej Pągowski publikuje plakat „Biebrza płonie„, zwracający uwagę na dramatyczną sytuację biebrzańskiej przyrody. Piękny plakat, będący jednak graficznym autocytatem dzieła z 2015 roku, pod tytułem „Daj żyć! Nie wypalaj traw!„. To spowodowało, że zabrakło na nim najważniejszego dla Parku przedstawiciela fauny: bataliona czyli bojownika – ptaka z rodziny bekasowatych, widniejącego w emblemacie BPN. Przeciętny odbiorca nie będzie naturalnie o to kruszył kopii, więc nie jest to zarzut do autora. Raczej pretekst, by przypomnieć sobie, jak wielki skarb chodzi, skacze, fruwa i tokuje po tych dotkniętych płonącym nieszczęściem obszarach.
Albowiem batalion to unikat. Nie, nie jest zagrożony wyginięciem na świecie, nie w tym rzecz. Co więcej, przez dwie trzecie roku nie wyróżnia się niczym szczególnym dla postronnego obserwatora: bury, wielkości kosa, ledwo widoczny w środowisku naturalnym. Lecz nagle, w okresie od kwietnia do sierpnia, męska część jego populacji przepoczwarza się na potrzeby toków i lęgów w epicko upierzone maszyny bojowe do walki o względy samiczek. Na głowie i karku wyrastają im pióropusze godne Indianina wystrojonego na kręcenie westernu, godne strojów rytualnych cywilizacji Majów, godne najlepszych kostiumów karnawału w Rio. Natura wcale jednak na tym nie poprzestała: KAŻDY z tych pióropuszy jest unikalny, posiada własny wzór, kolor lub deseń! I nie jest to żadna zasługa człowieka, żaden efekt zabiegów hodowlanych, czysta rozrzutność przyrody. Szczycimy się unikalnością naszych linii papilarnych? Bataliony mają swoje linie papilarne umieszczone na samczych głowach i karkach, frontalnie, bez potrzeby dokonywania szczegółowych badań daktyloskopijnych. Są jak polskie podróbki figurek z Gwiezdnych wojen z lat osiemdziesiątych: nie sposób zebrać wszystkich odmian kolorystycznych, choćby nie wiem jak długo i intensywnie się je kolekcjonowało. Zresztą mniejsza o kolekcjonowanie – do dziś prześladuje mnie obejrzany w dzieciństwie fragment kultowego programu „Zwierzyniec”, w którym pokazywano właśnie kolekcję wypchanych batalionów – zajmijmy się zwyczajami tego pięknego ptaka, związanymi z tak piękną kreacją godową.
Bekasowate to spora rodzinka, dalecy krewni mew, bliżsi siewkom. Kulik (największy, wielkości kury), rycyk, kszyk, słonka – to jej najbardziej znani członkowie. Bywały w przeszłości zwierzyną łowną, słonki są nią w Polsce niestety do dziś; znamy martwe natury ze słonkami autorstwa barokowych mistrzów holenderskich (na przykład Carstiana Luyckxa), martwe słonki namalował nawet Francisco Goya, zapewne te właśnie ptaki miał na myśli autor tekstu popularnej vilanelli Matona mia cara Rolanda de Lassus. Batalion to najmniejszy przedstawiciel tej grupy, porównywalny z kszykiem. Samice oraz młode osobniki są zresztą praktycznie z kszykiem nie do odróżnienia. Tyle że liczebność kszyka szacowana jest u nas na kilkadziesiąt tysięcy par, zaś lęgowych samic batalionów mamy mniej niż… dwadzieścia. I w tym tkwi unikalność populacji związanej z płonącą Biebrzą. To polska ostoja tego gdzie indziej licznego, wędrownego ptaka.
We wspomnianym kwietniu (czyli właśnie teraz!) kryzy i pióropusze gotowe są już do działania. Gdy spóźnione samice wracają z odległych zimowisk, wystrojone samce toczą już niekończące się boje (stąd nazwa gatunku), strosząc swoje ozdoby wobec konkurentów, na oczach samic. Na szczęście nie są to boje krwawe, za to szalenie widowiskowe przez swoją grupowość. W ramach takich ustawek każdy samiec broni swego skrawa łąki wielkości średniej pizzy, markując walkę na dzioby z sąsiadami. Samice wybierają konkretnego samca, lecz on po dokonaniu miłosnego aktu wraca na tokowisko zdobywać kolejne partnerki. Czysta poligamia bez nawiązywania relacji. Gniazdem, jajami i młodymi zajmuje się wyłącznie samica. Nie róbcie tego w domu! Ciekawym zjawiskiem są tak zwane samce satelitarne, które mimo wykształcenia pióropusza nie biorą udziału w tokach i lęgach. Istnieje też pewna liczba samców nieposiadających ozdób, udających samice. Kolejny dowód na nietypowe poczynania natury.
Podziwianie masowych toków batalionów w Polsce należy już do przeszłości. Biebrzańskie mokradła i łąki stanowią u nas ostatnią realną ostoję tego wspaniałego gatunku. Miejmy nadzieję, że trwające tam pożary nie przepłoszą ostatniej udokumentowanej grupki. Wcześniej z Polskich łąk zniknęły dropie. Kochajmy bataliona, póki go mamy.
Korzystając zaś z uroków kwarantanny, napawajmy się filmami tych szczęśliwców, którzy toki batalionów w Polsce widzieli na własne oczy. 🙂
Cieszę się, że nawiązałeś do przedstawień słonek w malarstwie. Dodam, że jedna z moich ulubionych rzeźbiarek (także poetka), Barbara Zbrożyna, stworzyła kiedyś rzeźbę „Epitafium dla słonki”. Zbrożyna często w swojej przejmującej twórczości łączyła ptasią tematykę z motywem śmierci. Jestem pewna, że pożar łąk nad Biebrzą ogromnie by ją zasmucił…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Słonek jest co prawda w Polsce wciąż dużo, ale nie rozumiem tej potrzeby strzelania do nich… No i jeszcze nigdy nie spotkałem w menu dania ze słonki. Więc polują na nią dla zabawy? Straszne.
PolubieniePolubione przez 1 osoba