Cztery chóry

Pora na Telesfora, okładka wydania płytowego, Polskie Nagrania 1977.

Cztery słonie, zielone słonie, każdy kokardkę ma na ogonie, ten pyzaty, ten smarkaty, kochają się jak wariaty!

Lucjan Kaszycki, Anna Świrszczyńska: Cztery słonie. Pora na Telesfora, 1975.

Jest taka piosenka, w której zasłuchiwałem się w dzieciństwie z taśmy magnetofonowej, o czterech zielonych słoniach, z programu dla dzieci Pora na Telesfora. Czego w niej nie ma! Abstrakcyjny temat przygodowo-podróżniczy, chwytliwy tekst, piękna melodia, bardzo retorycznie potraktowana aranżacja sekcji instrumentalnej, genialne wykonanie przez aktorów śpiewających… Była mi w uszach balsamem, furtką do świata wyobraźni nieskrępowanej (zielone słonie? proszę bardzo), wprawiała też mnie zawsze w doskonały nastrój swoją radosną narracją i melodyką. Wiem, że paralela to wyjątkowo odległa, ale takie właśnie cztery zielone słonie, beztroskie, nieco zuchwałe i jakby z innej bajki, znalazłem po latach w… oratorium Mesjasz Jerzego Fryderyka Haendla. Lecz po kolei.

Haendel całe życie przerabiał własne kompozycje na potrzeby nowych dzieł. Wiązało się to po pierwsze z praktyką epoki, dopuszczającą cytaty jako naturalny element komponowania, lecz również wynikało z głębokiego pragmatyzmu: wędrując z miasta do miasta, z kraju do kraju, miało się niemal stuprocentową pewność, iż staje się przed wciąż nową publicznością, nieznającą wcześniejszych dokonań kompozytora. Trzeci czynnik to czynnik jakościowy – gdy skomponowało się coś odpowiednio dobrego, żal było wykonać taką muzykę tylko raz. Czerpał więc Haendel całe życie sam z siebie, na przykład z bezkresnego dorobku, jaki powstał podczas jego podróży do Włoch w latach 1706-1710. Lecz i później zdarzało mu się napisać coś, co przydało mu się do więcej niż jednego dzieła.

Wśród wspomnianego repertuaru włoskiego uwagę zwracają liczne kantaty na głosy solowe i basso continuo. Haendel wbrew pozorom nie przestał ich tworzyć po przybyciu do Londynu w roku 1711, zapotrzebowanie na kameralistykę utrzymywało się na wyspach na wysokim poziomie. Wśród powstałych tam kompozycji na głosy i basso continuo znajdują się dwa późne, efektowne, wirtuozowskie duety na dwa soprany, z drugorzędnymi tekstami o tematyce miłosnej. Każdy składa się z trzech muzycznych „numerów” – skrajnych Allegro przedzielonych środkowym Adagio. Quel fior, che all’alba ride odwołuje się do porównań przyrodniczo-atmosferycznych, zaś Nò, di voi non vo’ fidarmi to metaforyczna scena psioczenia na udręki miłości. Owe skrajne części obu duetów – w sumie cztery „arie” – najeżone są technicznymi trudnościami, głównie w postaci żywych przebiegów szesnastkowych oraz operowania kontrastowymi rejestrami, co było typowym wówczas popisem możliwości śpiewaków i śpiewaczek. Obie kompozycje powstały w Londynie, na początku lipca 1741 roku. Były więc jak najbardziej pod ręką podczas pospiesznego tworzenia kolejnego wielkiego dzieła: oratorium Mesjasz, którego libretto otrzymał Haendel 10 lipca 1741 roku. Muzykę do niego zaczął pisać 22 sierpnia, całość ukończył 14 września.

Tempo powstania tak ważkiej partytury może szokować, nie było jednak w owym czasie niczym dziwnym. Sięganie po gotową już muzykę własną czy innych kompozytorów było na porządku dziennym. Zatem sięgnął i Haendel, przysposabiając do tekstu biblijnego oraz dopisując partie orkiestrowe do czterech skrajnych arii z napisanych właśnie duetów sopranowych. Co jednak niezwykłe – uczynił z nich nie fragmenty solowe a… chóry. W ten to sposób pierwsza aria z Quel fior stała się His yoke is easy, finał tego duetu (L’occaso ha nell’Aurora) zamienił się w And He shall purify, Nò, di voi zyskało słowa For unto us a Child is born, zaś finał tego duetu, Sò per prova i vostri inganni, stał się All we like sheep. I faktycznie – gdy przysłuchamy się tym czterem chórom z Mesjasza, usłyszymy ich „duetowość”, ich gonitwy pojedynczych głosów, z rzadka tylko łączących się w chóralne tutti. Przebiegi szesnastkowe do dziś sprawiają sporo trudności wykonawcom, warto więc znać ich pochodzenie. To cztery obce byty wrzucone w Mesjasza z dużą dozą dezynwoltury, nieprzystające charakterem i stylem do pozostałych, a jednak jakże z nimi kompatybilne. Cztery chóry, zielone chóry. Beztroskie, zuchwałe i z innej bajki. Każdy z kokardką na ogonie.

Obecność tych czterech pięknych chórów w tkance muzycznej Mesjasza wzbogaca jego partyturę w element wirtuozowski, magiczny i bardzo charakterystyczny. To w dużej mierze dzięki nim Mesjasz jest Mesjaszem, tym właśnie wyjątkowym dziełem w historii muzyki, którego słuchamy nieprzerwanie od czasu jego powstania. Przejęci fugą And with his stripes, uniesieni Hallelujah i finałowym Amen, znajdujemy najpierw (w części pierwszej i na początku drugiej) stosowny dla tych monumentów kontrapunkt: cztery pogodne chóry pełne szesnastek, rodem z kameralnych duetów. To daje do myślenia, zwłaszcza w kwestii przenikania pierwiastków sacrum i profanum, jak również w odniesieniu do masywności (lub właśnie: wręcz przeciwnie, przejrzystości) tkanki muzycznej w partyturze wykonywanej zwykle z wielką pompą i namaszczeniem.

A przecież: His yoke is easy, his burthen is light. 🙂

4 myśli na temat “Cztery chóry

  1. Dziękuję za przywołanie wspomnienia programu „Pora na Telesfora”, którego byłem wiernym widzem. I mnie prześladowała chwytliwa piosenka o czterech słoniach. Wyobraźnia dziecka z łatwością kreśliła surrealistyczny obraz niecodziennych słoniątek, co „kochają się jak wariaty”. Pamiętam, że nie byłem w stanie utrwalić sobie określeń „ten pyzaty, ten smarkaty”. Zastępowałem je przez „ten łaciaty, ten kudłaty”, co chyba nie wypaczało ogólnego obrazu beztroski i swobody.

    Słoń a Mesjasz Haendla. Ta dowcipna asocjacja zachęca do dalszych poszukiwań. Obiecuję sobie lekturę książki Donny Leon „Handel’s Bestiary: In Search of Animals in Handel’s Operas”. Jeden z rozdziałów jest poświęcony słoniowi.

    Ps. To zwierzę będzie wiernie towarzyszyć szczątkom kompozytora do dnia Sądu Ostatecznego. Otóż na jego nagrobku w Opactwie Westminsterskim klejnot herbowy umieszczono między dwiema… trąbami słoni.

    Polubione przez 1 osoba

      1. „Element animalny” to bardzo wdzięczny temat w barokowych ariach typu simile. Chyba nawet na równi z ariami morskimi. Z pamięci potrafię wymienić chociażby „farfalla confusa” w rejestrze profondowym, kantatę Nell’Africane selve, niezliczone farfallette, usignoli i augelletti. Autor mógłby w tym temacie całkiem ciekawy wpis popełnić. A potwora z Giustina sprawdzę za chwilę.

        Co do wpisu – znam „Quel fior” bardzo dobrze i uwielbiam, forma Allegro-Adagio-Allegro niczym typowy włoski koncert, aż dziw, że recytatywów nie ma. Pierwsza część tejże kantaty genialnie zapętlona, soprany bardzo pomysłowo dialogują i powtarzają po sobie. Tak komponować potrafił tylko Handel.
        W „For unto us” zrazu faktura jest lekka, zwiewna wręcz, ale potem przecież mamy kulminację i charakter zmienia się na podniosły: „Wonderful Counsellor” etc. Aż się prosi zakończyć wielkim, osadzonym rallentandem na ostatnich akordach chóru.

        Piosenkę o czterech słoniach oczywiście pamiętam, ale z nagrania na kasecie. Pory na Telesfora już nie dane mi było uświadczyć w telewizji.
        W tytule „cztery chóry”, a jeszcze tydzień temu cały czas chodziło po głowie „Cztery córy miał tata” – znam z mistrzowskiego wykonania Bernarda Ładysza, też z dzieciństwa.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz